Nie zamierzał puścić płazem kradzieży temu podrzędnemu łucznikowi. Co z tego, że to ona go wypuściła? Nie miał zamiaru płaszczyć się przed byle księżniczką w opałach. Posiadała swoje obowiązki i do niej należało je wykonywać. Ona sprzątała, a on torturował tych, co na to zasłużyli. Ze swoimi humorami i potrzebą ogólnego bohaterstwa mogła się zgłosić do kogo innego, bo on absolutnie nie chciał jej wysłuchać. Był absolutnie pewny tego, iż robiła to dla sławy, broniła łucznika, bo pragnęła zgrywać wielką bohaterkę. Phi, miał to gdzieś.
Tylko, że kiedy zobaczył jej przerażoną minę i strach, głęboko uwięziony w jej oczach, gdy wrócił z lochów umazany krwią... Taka ślicznotka nie powinna się smucić. Coś takiego było w jej niebieskich, lśniących oczach, jakiś błysk, który sprawiał, że czuł się dziwnie w jej obecności. Ale właściwie co w tym było dziwnego? Od śmierci Milhi nawet nie patrzył na inne kobiety, a teraz jedna mieszkała w jego zamku?
To było strasznie dziwne. Przecież była jego zupełnym przeciwieństwem, łagodna, miła, odważna, słodka i śliczna.
Pozwoliła uciec łucznikowi. No, teraz to straciła na urodzie, a niebieskie oczka już na niego nie podziałają. Chociaż, kiedy tak na niego patrzyła z determinacją godną bohatera wojennego coś w nim wzruszyła. Nie po to jednak został Mrocznym, żeby teraz poświęcić się dla jakiejś księżniczki. Ha, zabronił jej czytać książki, wszystko, by tylko ją zdenerwować. Zniosła to o wiele lepiej niż podejrzewał.
Zastanawiał się, jak zachowa się w przypadku, gdy on zabije tego drania jego własną bronią? Wymierzył, ale ona chwyciła go mocno za ramię, co spotkało się z jego zdziwieniem i dziwnym dreszczem, który jej dotyk wywołał.
-Patrz!- wskazała na Robin Hooda, który pochylał się nad bladą nienaturalnie kobietą.-Ona jest chora!
Jakby nie wiedział. Robin wyciągnął zza poły płaszcza magiczną różdżkę i skierował ją na głowę kobiety. Poleciały złote skry i kobieta nagle odzyskała kolor, a uśmiech rozjaśnił jej twarz. Znowu podniósł łuk i naprężył cięciwę, a ona znów chciała go powstrzymać. Machnął od niechcenia ręką, a ona w towarzystwie purpurowego dymu zapadła się w ziemię aż po talię.
-Nie możesz tego zrobić, nie wolno ci!
Zachichotał, jak to miał w zwyczaju.
-Jestem Mrocznym, kochaniutka, ja mogę wszystko.
Skupił się na swoim celu. Kobieta wstała z powozu, a Bella zamarła. Kobieta Robina była w ciąży, co było wyraźnie widać. Ogarnęły go wspomnienia o synu. Wypuścił strzałę, która chybiła, a Robin i owa kobieta uciekli.
Machnął ponownie ręką, a Bella wróciła do poprzedniej postaci.
-Specjalnie to zrobiłeś.- uśmiechnęła się szeroko.-Specjalnie chybiłeś.
-Strzała chybiła, zdarza się.- rzekł spokojnie, przyglądając się jej rozpromienionej twarzyczce.
-Nie, to magia, jesteś Mrocznym, nie mogła chybić.
Nie odpowiedział. Szczerzyła do niego zęby, a potem musnęła delikatnie dłonią jego dłoń. Nie był w stanie zareagować inaczej niż niewinnym uśmiechem i wymownym spojrzeniem, nad którym nie mógł zapanować. Ten dotyk był jak skrzydła pięknego motyla,. ledwie wyczuwalny, ale niesamowity.
-Idziesz?- zapytała i odeszła, a on za nią.
Lancey była zupełnie inna. Była zbuntowana, nieznosząca zasad. I znowu byli przeciwieństwami. Jak ona tak mogła? Najpierw zmienił się dla niej, a potem nagle znów miał być Mrocznym. Siedzieli w restauracji. Patrzyła na niego z uśmiechem, ale nie z tym niewinnym i słodkim. Pewnym siebie i wyzywającym. Był skołowany. To nie była jego Bella, a mimo to miała te same oczy, te same piękne włosy i rysy twarzy. Nie rozumiał tego, dlatego był spięty, co do niego nie pasowało. Poza tym, nie przypominał sobie, by kiedykolwiek w Storybrook był na randce!
Kiedy wypowiedziała cytat prawdziwej Belli, rozlał herbatę na stolik. I to było żenujące, ale wtedy nie zwracał na to uwagi. Gdzieś w głębi niej tkwiła jego prawdziwa, delikatna Bella, jego czytająca bohaterka, jego specjalistka od resocjalizacji. Wpatrywał się w Lancey jak zaczarowany, a ona nie dała po sobie poznać, że jakkolwiek ją tym uraził czy zirytował.
-Nie wiem, dlaczego ludzie mówią, że jesteś taki zły. Jak można się ciebie bać?
-Och, dzięki, Lancey.
To było kolejne podobieństwo. Prawdziwa Bella nigdy się go nie bała, nawet kiedy wyrzucał ją z zamku po pocałunku, który swoją drogą był dla niego najsłodszym na świecie, spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała, co myśli. Miał nadzieję, że wydobędzie prawdziwą Bellę z tej zbuntowanej Lancey.
Wstała pod pretekstem pójścia do łazienki. Został i długo na nią czekał. Potem nagle stracił nadzieję. Nie zastał jej w łazience. Wyszedł na zaplecze i to częściowo złamało mu serce. Zobaczył ją, całującą się z jakimś byle kretynem. Kojarzył go ze świata baśni.
-Hej.- warknął.
Facet od razu zaczął się tłumaczyć.
-Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteście razem.- wybełkotał.
-Tak, jesteśmy.- syknął wściekle.
Lancey spojrzała na niego z wyrzutem. Facet odszedł.
-Zrobiłaś to specjalnie.- przeszył ją spojrzeniem.
-Bo, widzisz...- powiedziała spokojnie.-Nie jesteś taki mroczny, jak tego oczekiwałam.
Ruszył przed siebie, zdenerwowany i czujący, że nerwy ma już do końca zszargane. Strzeż się, ten, kto odważy się podejść do Mrocznego w chwili rozchwiania emocjonalnego. Podbiegł do niego ten sam facet. "Tchórz", pomyślał ze złością Rumpel.
-Panie Gold, naprawdę przepraszam, nie miałem pojęcia, że jesteście razem.
-Nie jesteśmy.
Facet wyraźnie się rozluźnił. Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.
-Och, to dobrze, bo wie pan, świetnie całowała, poza tym, ślicznotka z niej.- powiedział.
Gold zatrzymał się gwałtownie i odwrócił do niego powoli. Przekręcił głowę, przyglądając się z odrazą facetowi. Już wiedział, kim był w krainie baśni. Tylko marnym tchórzliwym przejeżdżającym przez las, który bał się o własny tyłek, dlatego zdradził mu tajemnicę miejsca pobytu Robin Hooda. Jak on nienawidził takich gości. Co on mu wtedy zrobił? Wyrwał język...
Machnął ręką, a przez jego całe ramię przebiegł prąd, jak to zawsze, gdy czarował w prawdziwym świecie. Teraz trzymał jego język i nie zważając na jego protesty, zmiażdżył go, jednym zaklęciem. Kolejnym zaklęciem powalił faceta na zimny beton ulicy i nie zwracając na nikogo uwagi, nie myśląc właściwie, zaczął okładać go jednym końcem laski, z pozłacaną głową. Facet zwijał się z bólu, ale nie mógł krzyczeć.
Nawet nie zauważył, jak przyszła Lancey.
-Lancey.- chciał się jakoś usprawiedliwić, ale średnio go to teraz obchodziło.
Uśmiechnęła się.
-Czyli jesteś taki jak mówili.- rzekła ze złośliwym uśmieszkiem.-Mroczny. Nawet bardzo mroczny.
Odwzajemnił uśmiech.
-Bardzo.- powiedział.
I jak miał to rozumieć? Najpierw wmawiała mu, że gdzieś głęboko w nim tkwi dobro, tak jak we wszystkich, że musi się zmienić. A potem nagle zapragnęła więcej mroku i zła? To było jak powrót do nałogu. A mimo to, nałóg ten sprawiał mu wielką przyjemność.
____________________________________________________
Lancey w ostatnim odcinku mnie rozwaliła całkowicie. : 33 Zapraszam do komentowania <3