piątek, 28 czerwca 2013

Kocham Cię, Henry

Bardzo ciekawi mnie, co dzieje się w środku Złej Królowej, co ona czuje. 



Wiesz kim jestem?
Nie, nie wiesz. Nikt nie wie, nikt mnie nie zna. Wszyscy znają tylko Złą Królową. 
Ale dlaczego? Dlaczego wszyscy postrzegają mnie tak jak postrzegają? Dlaczego?
Wszyscy mają mnie za złą. Ty też, Henry? Ty też? 
Kiedyś byłam dobra. Kiedyś byłam lepsza niż teraz.
Widzą we mnie wyłącznie tylko władzę, tylko okrucieństwo, tylko królową. Nie wiedzą, nic nie wiedzą. Nie wiedzą jak to jest być rozdartym pomiędzy dwie strony osobowości. Nie wiedzą, że kiedyś byłam inna. Nic nie wiedzą! Dawniej byłam niewinnością, byłam tylko więziona w objęciach matki. A mimo to kochałam ją. To dowód na to, że byłam dobra.
Czy Ty mnie znasz? Znasz mnie dobrze? Nie znasz mnie w ogóle, nikt mnie nie zna. Nawet mój ojciec mnie nie znał. Nie wiedział, że w moim sercu czai się zło, nie spodziewał się, że zostanę jego katem. 
Nie licz na jakąś spowiedź, nigdy do niej nie dojdzie. Jestem jaka jestem. Nienawidzę jej, ona zniszczyła mi życie, przez nią to wszystko. Czy wiesz o kim mówię? Nie wiesz, może będziesz miał szansę nigdy się nie dowiedzieć. Może wszystko zostanie tak jak jest. 
Teraz nadal widzą we mnie tylko władzę, tylko i wyłącznie kontrolę. Dzień dobry, pani Burmistrz, do widzenia pani Burmistrz. A mówiąc to, w ich oczach czai się strach, strach o śmiesznie marne stanowiska, o rodziny, o domy. Boją się mnie? Chyba nie powinnam się dziwić. Zawsze tak było.
Czy to naturalne, że ludzie się mnie boją? Czy to normalne, że widząc panią Burmistrz uciekają, pospiesznie witając się? 
Czy ja jestem zła? Naprawdę zła? Pochłonięta mrokiem, zdolna tylko do wyrywania i miażdżenia serc? Taka jestem?
Jeżeli chcesz o coś spytać, zachowaj to dla siebie. Nie pytaj, zapamiętaj, nigdy o nic nie pytaj. 
Nie pytaj o magię. 
Nie pytaj o Nasz Świat.
Nie pytaj o moje królestwo.
Zawsze byłam Złą Królową i nią już pozostanę.
Ale... Kocham Cię, Henry, wiesz? 
Bardzo Cię kocham.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rumbelle

Bella a Lancey


Nie zamierzał puścić płazem kradzieży temu podrzędnemu łucznikowi. Co z tego, że to ona go wypuściła? Nie miał zamiaru płaszczyć się przed byle księżniczką w opałach. Posiadała swoje obowiązki i do niej należało je wykonywać. Ona sprzątała, a on torturował tych, co na to zasłużyli. Ze swoimi humorami i potrzebą ogólnego bohaterstwa mogła się zgłosić do kogo innego, bo on absolutnie nie chciał jej wysłuchać. Był absolutnie pewny tego, iż robiła to dla sławy, broniła łucznika, bo pragnęła zgrywać wielką bohaterkę. Phi, miał to gdzieś. 
Tylko, że kiedy zobaczył jej przerażoną minę i strach, głęboko uwięziony w jej oczach, gdy wrócił z lochów umazany krwią... Taka ślicznotka nie powinna się smucić. Coś takiego było w jej niebieskich, lśniących oczach, jakiś błysk, który sprawiał, że czuł się dziwnie w jej obecności. Ale właściwie co w tym było dziwnego? Od śmierci Milhi nawet nie patrzył na inne kobiety, a teraz jedna mieszkała w jego zamku?
To było strasznie dziwne. Przecież była jego zupełnym przeciwieństwem, łagodna, miła, odważna, słodka i śliczna. 
Pozwoliła uciec łucznikowi. No, teraz to straciła na urodzie, a niebieskie oczka już na niego nie podziałają. Chociaż, kiedy tak na niego patrzyła z determinacją godną bohatera wojennego coś w  nim wzruszyła. Nie po to jednak został Mrocznym, żeby teraz poświęcić się dla jakiejś księżniczki. Ha, zabronił jej czytać książki, wszystko, by tylko ją zdenerwować. Zniosła to o wiele lepiej niż podejrzewał.
Zastanawiał się, jak zachowa się w przypadku, gdy on zabije tego drania jego własną bronią? Wymierzył, ale ona chwyciła go mocno za ramię, co spotkało się z jego zdziwieniem i dziwnym dreszczem, który jej dotyk wywołał.
-Patrz!- wskazała na Robin Hooda, który pochylał się nad bladą nienaturalnie kobietą.-Ona jest chora!
Jakby nie wiedział. Robin wyciągnął zza poły płaszcza magiczną różdżkę i skierował ją na głowę kobiety. Poleciały złote skry i kobieta nagle odzyskała kolor, a uśmiech rozjaśnił jej twarz. Znowu podniósł łuk i naprężył cięciwę, a ona znów chciała go powstrzymać. Machnął od niechcenia ręką, a ona w towarzystwie purpurowego dymu zapadła się w ziemię aż po talię. 
-Nie możesz tego zrobić, nie wolno ci!
Zachichotał, jak to miał w zwyczaju.
-Jestem Mrocznym, kochaniutka, ja mogę wszystko.
Skupił się na swoim celu. Kobieta wstała z powozu, a Bella zamarła. Kobieta Robina była w ciąży, co było wyraźnie widać. Ogarnęły go wspomnienia o synu. Wypuścił strzałę, która chybiła, a Robin i owa kobieta uciekli.
Machnął ponownie ręką, a Bella wróciła do poprzedniej postaci. 
-Specjalnie to zrobiłeś.- uśmiechnęła się szeroko.-Specjalnie chybiłeś.
-Strzała chybiła, zdarza się.- rzekł spokojnie, przyglądając się jej rozpromienionej twarzyczce.
-Nie, to magia, jesteś Mrocznym, nie mogła chybić.
Nie odpowiedział. Szczerzyła do niego zęby, a potem musnęła delikatnie dłonią jego dłoń. Nie był w stanie zareagować inaczej niż niewinnym uśmiechem i wymownym spojrzeniem, nad którym nie mógł zapanować. Ten dotyk był jak skrzydła pięknego motyla,. ledwie wyczuwalny, ale niesamowity.
-Idziesz?- zapytała i odeszła, a on za nią.



Lancey była zupełnie inna. Była zbuntowana, nieznosząca zasad. I znowu byli przeciwieństwami. Jak ona tak mogła? Najpierw zmienił się dla niej, a potem nagle znów miał być Mrocznym. Siedzieli w restauracji. Patrzyła na niego z uśmiechem, ale nie z tym niewinnym i słodkim. Pewnym siebie i wyzywającym. Był skołowany. To nie była jego Bella, a mimo to miała te same oczy, te same piękne włosy i rysy twarzy. Nie rozumiał tego, dlatego był spięty, co do niego nie pasowało. Poza tym, nie przypominał sobie, by kiedykolwiek w Storybrook był na randce! 
Kiedy wypowiedziała cytat prawdziwej Belli, rozlał herbatę na stolik. I to było żenujące, ale wtedy nie zwracał na to uwagi. Gdzieś w głębi niej tkwiła jego prawdziwa, delikatna Bella, jego czytająca bohaterka, jego specjalistka od resocjalizacji. Wpatrywał się w Lancey jak zaczarowany, a ona nie dała po sobie poznać, że jakkolwiek ją tym uraził czy zirytował.
-Nie wiem, dlaczego ludzie mówią, że jesteś taki zły. Jak można się ciebie bać?
-Och, dzięki, Lancey.
To było kolejne podobieństwo. Prawdziwa Bella nigdy się go nie bała, nawet kiedy wyrzucał ją z zamku po pocałunku, który swoją drogą był dla niego najsłodszym na świecie, spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała, co myśli. Miał nadzieję, że wydobędzie prawdziwą Bellę z tej zbuntowanej Lancey. 
Wstała pod pretekstem pójścia do łazienki. Został i długo na nią czekał. Potem nagle stracił nadzieję. Nie zastał jej w łazience. Wyszedł na zaplecze i to częściowo złamało mu serce. Zobaczył ją, całującą się z jakimś byle kretynem. Kojarzył go ze świata baśni.
-Hej.- warknął.
Facet od razu zaczął się tłumaczyć.
-Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteście razem.- wybełkotał.
-Tak, jesteśmy.- syknął wściekle.
Lancey spojrzała na niego z wyrzutem. Facet odszedł.
-Zrobiłaś to specjalnie.- przeszył ją spojrzeniem.
-Bo, widzisz...- powiedziała spokojnie.-Nie jesteś taki mroczny, jak tego oczekiwałam. 
Ruszył przed siebie, zdenerwowany i czujący, że nerwy ma już do końca zszargane. Strzeż się, ten, kto odważy się podejść do Mrocznego w chwili rozchwiania emocjonalnego. Podbiegł do niego ten sam facet. "Tchórz", pomyślał ze złością Rumpel.
-Panie Gold, naprawdę przepraszam, nie miałem pojęcia, że jesteście razem.
-Nie jesteśmy.
Facet wyraźnie się rozluźnił. Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.
-Och, to dobrze, bo wie pan, świetnie całowała, poza tym, ślicznotka z niej.- powiedział.
Gold zatrzymał się gwałtownie i odwrócił do niego powoli. Przekręcił głowę, przyglądając się z odrazą facetowi. Już wiedział, kim był w krainie baśni. Tylko marnym tchórzliwym przejeżdżającym przez las, który bał się o własny tyłek, dlatego zdradził mu tajemnicę miejsca pobytu Robin Hooda. Jak on nienawidził takich gości. Co on mu wtedy zrobił? Wyrwał język... 
Machnął ręką, a przez jego całe ramię przebiegł prąd, jak to zawsze, gdy czarował w prawdziwym świecie. Teraz trzymał jego język i nie zważając na jego protesty, zmiażdżył go, jednym zaklęciem. Kolejnym zaklęciem powalił faceta na zimny beton ulicy i nie zwracając na nikogo uwagi, nie myśląc właściwie, zaczął okładać go jednym końcem laski, z pozłacaną głową. Facet zwijał się z bólu, ale nie mógł krzyczeć. 
Nawet nie zauważył, jak przyszła Lancey.
-Lancey.- chciał się jakoś usprawiedliwić, ale średnio go to teraz obchodziło.
Uśmiechnęła się.
-Czyli jesteś taki jak mówili.- rzekła ze złośliwym uśmieszkiem.-Mroczny. Nawet bardzo mroczny.
Odwzajemnił uśmiech.
-Bardzo.- powiedział.

I jak miał to rozumieć? Najpierw wmawiała mu, że gdzieś głęboko w nim tkwi dobro, tak jak we wszystkich, że musi się zmienić. A potem nagle zapragnęła więcej mroku i zła? To było jak powrót do nałogu. A mimo to, nałóg ten sprawiał mu wielką przyjemność.
____________________________________________________
Lancey w ostatnim odcinku mnie rozwaliła całkowicie. : 33 Zapraszam do komentowania <3

środa, 24 kwietnia 2013

Rumbelle

Proszę


Miał tego wszystkiego dość. Ledwie ta durna mgła, w kolorze ciemnego fioletu zdążyła się ulotnić, ledwie zdążył pocałować Bellę, ledwo magia wróciła do miasteczka, a on już miał wszystkiego po dziurki w nosie. Tyle tylko było tego pocieszenia, że wygląd im się nie zmienił, że on nie wyglądał jak pozłacany narkoman z jakimiś falującymi dziwnie włosami, że Bella nie stała się znowu jakąś bezbronną księżniczką, czego nie znosił, a Regina nadętą, zadufaną w sobie królową w za ciasnym gorsecie. 
I tylko to było pocieszeniem, bardzo marnym zresztą. A co do Reginy. Miał ochotę ją rozszarpać i dać ptakom na pożarcie albo najlepiej spalić, zmienić w ślimaka i zdeptać, cokolwiek. Więc więziła jego ukochaną przez tyle lat, a jego powiadomiła o jej śmierci... Dobrze. Przesadziła i to mocno.
Bella dogoniła go i złapała za ramię. Przystanął i odwrócił się, a gdyby wzrok mógłby zabijać...
-Tak?- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Nie możesz jej zabić. Nikt nie zasługuje na śmierć.- powiedziała z buntowniczą miną.
-Wszyscy zasługują na śmierć.- burknął wściekle.
Tupnęła nogą. Zwykle to go rozśmieszało, ale nie teraz, gdy był w stanie zimnej furii. Wróć, gorącej furii.
-Nikt nie zasługuje na śmierć.- rzekła.
-Wszyscy na nią zasługują.- odgryzł się.
-Nie możesz!- krzyknęła rozpaczliwie.
-Mogę. Zastanawiam się tylko nad sposobem.- uśmiechnął się wrednie.
-To niesprawiedliwe. Nie możesz jej zabić, proszę.- spróbowała jeszcze raz.
-Masz słabe argumenty, moja droga.- przyglądał się jej przez chwilę. Błysk jej niebieskich oczu uświadomił mu, że jeżeli sprzeciwi się tej kobiecie, będzie miał w domu piekło na ziemi.-Dobrze.- mruknął.-Tylko ją skaleczę.
Zostawił ją tam zdziwioną. Wzruszyła ramionami i odeszła do jego sklepu, by tam zaczekać. Wiedziała, że już nic nie wskóra w sprawie Reginy, wszystko było za bardzo zagmatwane, ci dwoje znali się prawdopodobnie od bardzo, bardzo dawna i mieli ze sobą wiele wspólnych ciemnych spraw. Tego była pewna.
Teraz pozostało mu tylko iść do domu Reginy i coś jej zrobić. Spojrzał na migocący w oddali biały budynek z drewna, typowy dom burmistrza w małym miasteczku i dostrzegł coś, co jednocześnie go ucieszyło i zdenerwowało. 
Pod domem Reginy zebrał się wściekły tłum. Jeszcze im tylko pochodni i wideł brakowało. To określenie szczególnie pasowało do sytuacji, bo tłumem przewodził nie kto inny jak Frankenstein, Dr. Whale. Gold zatrzymał się i oparł obie dłonie na lasce, zakończonej zdobioną pozłacaną głową. Nic nie mógł poradzić na to, że uwielbiał złoto. 
Zła Królowa łaskawie wyszła i przestraszyła swoim widokiem uczestników protestu. "Nie dziwię się...", mruknął w głowie sam do siebie, "Jak się tak wygląda...". Zainteresowało go jednak to, iż Królowa nie była w stanie rzucić najprostszego zaklęcia na poddanych. Pomyślał, że przydałaby się jej Księga Zaklęć, Cory. 
Łaskawie na czoło tłumu wyłoniła się dobroduszna Śnieżka ze swoim idealnym Księciem i córeczką. Święty Henry stanął w obronie drugiej matki i wszyscy się rozeszli.
Pan Gold ruszył żwawym krokiem, a kiedy dotarł pod drzwi domu, po prostu otworzył je zaklęciem. Ach, jakie to było proste. Regina spojrzała na niego pytająco. "Zgrywaj sobie odważną, Królowo, ja i tak widzę strach w twoich oczach...", przemknęło mu przez głowę.
-Tak?- spytała, siląc się na spokój.
-Możesz mi powiedzieć, co Bella robiła w podziemiach szpitala Storybrook przez dwadzieścia osiem lat?- syknął w jej stronę.
Wzruszyła ramionami.
-Nie denerwuj mnie, dobrze ci radzę, złociutka...
-No, nie wiem. Może siedziała i nie zdawała sobie sprawy z tego kim jest?- zironizowała.
Podszedł do niej gwałtownie, a ona cofnęła się pod ścianę.
-Proszę, idź się utop.- rzekł, kładąc nacisk na słowo "proszę". To zwykle działało.
-Twoje "proszę" przestało na mnie działać.- mruknęła lekceważąco.
-Idź skoczyć z mostu, proszę.- powiedział stanowczo.
Pokręciła głową z beztroskim uśmiechem.
-Umrzyj, proszę.- warknął, obnażając zęby.
-Uspokój się, bo ci ciśnienie skoczy.- uśmiechnęła się chytrze.
Odsunął się od niej i zwęził oczy w szparki. Stał tak przez dłuższą chwilę, przyglądając się jej dumnej postawie, złośliwym uśmieszku na pełnych ustach, błysku w brązowych oczach. Potem odwzajemnił drwiący uśmiech.
-Taka z ciebie królowa, to może zaszczycisz mnie jakimś morderczym zaklęciem, kochaniutka?
Zbladła i przeszyła go spojrzeniem.
-Nienawidzę cię.- syknęła.
-Jeszcze cię wykończę.- odgryzł się błyskawicznie.
-Dziękuję za tę cenną informację.- burknęła, zakładając ręce na klatce piersiowej, w oskarżycielskim geście.
-Proszę.- odparł z jadowitym uśmiechem i wyszedł.



__________________________________________________________
Masakryczny absurd i masakryczna niepoczytalność umysłowa xDD Przepraszam za moją zrytą psychikę ;D

Frankenwolf


Jak potwór do potwora

Nie myślała o nim nigdy, nie myślała, że cokolwiek między nimi zaiskrzy, a co dopiero, że staną się przyjaciółmi. Jako Czerwony Kapturek z Krainy Baśni nie widywała go wcale, był tylko odległym snem, niepotrzebną mgłą na jej drodze. Miała już swoją miłość, dopiero co poznaną, nową, świeżą i piękną. Chcieli uciec, a potem stało się coś, co już na zawsze pozostało w jej głowie, gdzieś głęboko w podświadomości. Miłość, nagle poznana w wieloletnim przyjacielu umarła wraz z nim, została tylko tęsknota.
Mimo to nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że zrobiła coś takiego swojemu potencjalnemu wybawcy od ciągłego życia w chatce Babci, na skraju lasu, gdzie mogła jedynie chodzić na spacery, a i te za krótkie jak dla niej. 
Jako Ruby niewiele się zmieniła. Nadal była zbuntowana, nadal chciała być wolna. Była jednak uwolniona od jedynego ciężaru, który nie opuszczał jej w świecie magii, od likantropii, wilkołactwa, jak zwał, tak zwał. Nie zabijała już, nie stawała się potworem w czasie pełni księżyca. 
Ba, nawet nie wiedziała, że posiadała takie życie. Jako Ruby była zwykłą dziewczyną, pomagającą Babci w restauracji i co jakiś czas, grożącą Babci wyjazdem za granicę. 
Potem klątwa została złamana i nagle wszystko wróciło. Niby była szczęśliwa, że wspomnienia powróciły, że w końcu była sobą, prawdziwą sobą. Jednak to, co się tą "sobą" wiązało było myślą nie do wytrzymania. Nie chciała znowu być wilkołakiem! Uważała to za niesprawiedliwe.
Dużo się wtedy wydarzyło. Jej pierwsza przemiana była ciężka, wszyscy pragnęli jej śmierci. A jednak wybroniła się, Książę jej pomógł, została uznana po prostu za chorą i nieszczęśliwą. Tak naprawdę oskarżenia zniknęły równie szybko jak się pojawiły, każdy w Storybrook lubił Ruby.
Potem Gold coś namieszał, Hak się wtrącił, a Bella, jej przyjaciółka straciła pamięć. Do tego ten facet, który mógł to wszystko widzieć... Ona tak jak wszyscy martwiła się, czy, wyjeżdżając nie zabierze ze sobą ich sekretu i nie zacznie rozpowiadać, iż widział jak po ulicy pewnego miasteczka spaceruje wilkołak i Szalony Kapelusznik.
Dr. Whale, a właściwie Victor, nie chciał go zoperować. Pewnie, najlepiej wszystkich pozabijać, zostawić na pastwę losu i będzie spokój. Nie, ona nie szła na łatwiznę. Belli, specjalistki od resocjalizacji nie było, więc ona zgłosiła się, że z nim porozmawia. 
Pobiegła za nim na przystań i w mroku dostrzegła go, siedzącego na mostku. Przysiadła obok niego i zaciągnęła się nocnym powietrzem, zmieszanym z bryzą wody. Spojrzał na nią pytająco. Dziwne, nigdy nie myślała o nim jako o specjalnie przystojnym. Jako Whale wydawał się typem, który podrywa każdą, ale o żadnej nie myśli na poważnie. Dlatego parę razy się z nim spotkała, ale nie zwracała na niego szczególnej uwagi.
Teraz jednak stalowoszare oczy, z błękitnym refleksami, o bystrym spojrzeniu, typowa twarz, lekkie zmarszczki wokół oczu i niezwykła bladość wydały jej się bardzo ciekawe. Ten smutek, który czaił się w całej jego postawie był interesujący.
-Whale.- powiedziała.-Musisz tam wrócić. Musimy go uratować.- starała się zachować łagodny ton głosu.
Pokręcił bezradnie głową.
-Po co?- rzucił pytanie w przestrzeń, owiniętą nocą. Milczał przez chwilę.-Wiesz kim byłem w naszym świecie?
Dała mu do zrozumienia spojrzeniem, że nie ma pojęcia. Westchnął.
-Byłem lekarzem. Chciałem pomagać, zmieniać świat.- patrzył gdzieś przed siebie, zapewne, widząc wspomnienia otwarte tylko dla niego.-A dokonałem tylko tego, że przeze mnie zginął mój brat.- dokończył smutno.
Położyła mu rękę na ramieniu i przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Uśmiechnęła się uroczo, jak to miała w zwyczaju.
-Ja zjadłam swojego chłopaka.- powiedziała.
Nie wiedział jak na to zareagować. W końcu odwzajemnił uśmiech.
-Dlatego musisz mi pomóc, Whale.
-Victor.- poprawił ją.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Jak potwór do potwora.- rzekła.
-Jak potwór do potwora?- zapytał niepewnie.
-Jak potwór do potwora.- szepnęła łagodnie.
Uścisnęła mu rękę, a kiedy to robiła, kiedy dotykała jego miłej w dotyku, chłodnej skóry, przez jej własną dłoń przeszedł dziwny prąd.




Przykład One Shota ;)


Początek podróżyPan Gold siedział w samochodzie i tępo wpatrywał się w migające obrazy za oknem. Myślał o Bae’u. Nie wiedział czy zechce go wysłuchać. W jego rękach bezpiecznie spoczywał globus. Jeden obszar zamalowany był na czerwono, jakby zalany krwią, co było trafnym określeniem. Emma niepewnie zerkała na przedmiot.Przekroczyli granice miasta. Mocniej ścisnął stary szal, jego talizman. Kobieta nie czuła tego, co on. Dla niej przejście przez granice było czymś stosunkowo normalnym, choć już dawno nie praktykowanym.-Więc… Hmmm… Szuka pan syna?- przerwała ciszę, która zaczęła jej ciążyć.-Tak.- uśmiechnął się smutno, co było dla niego typowe i spojrzał na globus.-A po co panu ten globus? To coś… Związanego z magią?Nadal nie mogła się oswoić z myślą, że jest córką Śnieżki i Księcia z bajki. Wiedziała, że Ruby to wilkołak, Whale, Viktor Frankenstein, a pan Gold to sam Rumpelsztyk. Działy się wokół niej dziwne rzeczy, ale jakoś nie chciała w nie uwierzyć, choć automatycznie uważała to za swoją codzienność.-Tak, to rzecz, która mnie do niego doprowadzi.- zapatrzyła się w globus. Gwałtownie skręcili.-Patrz na drogę, kochaniutka.- zwrócił się do niej tak jak do wszystkich.Z tylnego siedzenia dobiegło ich szuranie. Gold odwrócił się i ściągnął koc ze źródła odgłosów. Henry wychylił się i usiadł na siedzeniu z niewinnym uśmiechem.-Tak myślałem. Jaka matka, taki syn, nieprawdaż?- kąciki jego ust uniosły się. Wrócił do poprzedniej pozycji, nie zwracając zbytniej uwagi na chłopca.Emma nerwowo zerkała w lusterko, jednocześnie mówiąc do synka:-Czemu nie zostałeś z Mary Margaret, znaczy, ze Śnieżką i Księciem, młody?- nadal, gdy się denerwowała tak go nazywała.Wzruszył ramionami.-Chciałem wam pomóc. Mogę się przydać.Pokazał im książkę, w której spisane były wszystkie historie bohaterów Krainy Baśni. Obita była ciemnobrązową skórą, szeroka, a na okładce wygrawerowany był złotymi literami tytuł. W książce znajdowały się ilustracje, opisy, a wszystko tak łudząco podobne do mieszkańców Storybrook. Właściwie to już nimi nie byli. Tylko, że ona nie mogła tak po prostu nazwać ojcem faceta, którego przez tyle czasu traktowała jako swojego rówieśnika, Davida Nolana.
______________________________________________________Taka mała próbka, jeśli komuś się podoba, może z własnej, nieprzymuszonej woli skomentować i dodać mi tym otuchy xDD ;* Jeszcze dodam, że nie stworzyłam tego po obejrzeniu odcinka o podróży, a przed ;D

Początek

Bloga założyłam, ponieważ odzywa się we mnie ta potrzeba wyładowania się na czymś. Nikt z moich znajomych nie ogląda serialu, więc nie mam z kim rozmawiać. Postanowiłam pisać tak zwane "one shoty" - krótkie opowiadania zamykające się w jednym rozdziale, bez dalszych części i kontynuacji. 
Na razie mam zamiar napisać trochę o Rumbelli, potem Frankenwolf (Ruby/Dr. Whale) i kilka historii postaci drugoplanowych. Bo dlaczego Johanna, służąca matki Śnieżki nie ma mieć własnej historii? Dlaczego Lancelot nie ma mieć własnej historii??
Natchnienie nie czeka, nie zważa na okoliczności. Dlatego dopadło mnie właśnie teraz, o 2.00 w nocy. A może, dlatego że za oknem świeci księżyc w pełni i czuję się jak Red Riding Hood z serialu? : )